Fragment 1
Narracja (Tychon)
A ja żyje chwilą!
Centrum miasta, niczym oaza najbardziej upragnionych miejsc
dla typowej nastolatki. To tutaj większość infantylnych gimnazjalistek i
niedojrzałych licealistek trwoni swój nic niewarty czas. Przesiadując w modnych
kawiarniach polują na takiego, którego wszystkie inne będą zazdrościły.
Większość dorosłych ludzi uważa, że to wakacje są okresem bezgranicznej
wolności dla ich pociech - nie trudno się domyślić, że są w błędzie.
W końcu dla bogatych, rozwydrzonych panienek to żadna frajda
przesiedzieć okres wolny od przykrego, szkolnego obowiązku w hotelu z basenem,
pod nadzorem hermetycznych rodziców.
Dla takich oto młodych kobiet okresem
wolności jest rok szkolny: rodzice wtedy są zapracowani, a one, zbywane
pieniędzmi, korzystają z uroków młodości. Ich życie jest ciągłym pędem za modą,
szybkością doznań i prędkością chwili – to wszystko wydaje się pozornie piękne
i cudowne, jednak często ma tragiczne skutki w przyszłości. Otóż szybkie życie
ma sens, ale tylko wtedy gdy potrafi się korzystać z hamulców, a nie wtedy, gdy
się ich zupełnie nie posiada. Pewna piękna, farbowana na rudo-czerwony odcień
dziewczyna uważała, że jej nic z powyższych nie dotyczy. Czuła się lepsza od
wszystkich pozostałych, bezkrytycznie podchodziła do własnej osoby, nigdy nie
przyznawała się do błędów, nie potrafiła dopuścić do swojej świadomości, że je
popełnia.
Ruda kobietka w wysokich butach na koturnach o fantazyjnym
kolorze i w skąpej, zielonej bluzeczce z dużym dekoltem miała plan na każdy
dzień tygodnia. W rzeczywistości miała plan spędzić każdy następny tydzień tak
samo, jak spędziła poprzedni i tak, jak spędzała obecny. Szkoła od dwóch lat
była jej obcym miejscem. Przed tymi dwoma laty też bywała w niej sporadycznie.
Nienawidziła siedzieć w miejscu, w ciszy dłużej niż pięć minut. Co innego
siedzenie w kawiarni czy klubie, bywanie w takich miejscach miało coś na celu.
Celem było pokazanie się, bycie coś na miarę posągu, który pragnie być
podziwiany. Podziwiany, wielbiony i lubiany. Ruda osóbka co rano wychodziła z
domu, zmierzała w stronę baru całodobowego i przy kawie late i książce czekała
aż pojawią się tam pierwsze wagarowiczki. Później wraz z nimi ruszała "w
miasto". Owe wagarowiczki były dla niej swojego rodzaju nagrodą, każda
kolejna była kimś na miarę fanki. Tym samym ona nosiła miano idolki bądź
gwiazdy. Nie zależało jej jednak aż tak bardzo na kobiecym poklasku. Prawdziwym
trofeum byli mężczyźni, choć tu bardziej pasowałoby słowo „chłopcy”. Ona jednak
wolała o nich myśleć jak o w pełni procentowych facetach, to ją
dowartościowywało.
– Zresztą najważniejsze, że byli przystojni – powtarzała
samej sobie, by odgonić pełne wątpliwości myśli i powrócić do
"normalności".
Tego ranka wszystko wydawało się przeciętne, nic nie
wskazywało na to, że właśnie ten dzień tak skomplikuje jej wymarzone, proste i
radosne życie. Jej najlepsza naśladowczyni – Dominika rzuciła, jakże banalnie
powszechne w naszych czasach hasło "jest imprezka". Imprezą w dzisiejszych czasach można nazwać
niemal wszystko: koncert, wyjście do dyskoteki, wieczór w klubie, noc filmową
ze znajomymi, czy palenie trawki w parku. To jednak miała być impreza na dużą
skalę, taka, o której marzy większość pustych nastolatek XXI wieku. Chłopak, za
którym Dominika szalała miał całe mieszkanie dla siebie, ponieważ jego
współlokatorzy byli na jakimś wyjeździe. Nie to jednak przeważyło szalę. Owa
imprezka zapowiadała się fascynująco i podniecająco, z tego powodu że
mieszkanie Kamila znajdowało się w okolicy owianej złą sławą. Sam Kamil też był
niczego sobie, powszechnie uważany przez dzisiejsze społeczeństwo młodych
dziewczyn za ideał mężczyzny. I tego ruda Majka zazdrościła swojej koleżance.
Kamil był mężczyzną i wyraźnie był zainteresowany Dominiką, podczas gdy nią
interesowali się tylko gówniarze. Postanowiła więc o tym nie myśleć. Ruszyły na
zakupy do największej galerii w mieście, w celu przygotowania się do omówionej
wcześniej imprezy.
Dzisiejszy świat tak młodych dziewczyn jest przerażający, a
standardy, którym muszą sprostać jeszcze pogarszają ich zachowanie i wystawiają
na surowe, niesprzyjające opinie innych. Z tego powodu wybór stroju był trudny,
jednak wyznacznik był znany każdej z czwórki dziewczyn – im mniej na sobie, tym
lepiej. Według Majki najlepiej nadawała się skąpa, zielona sukienka,
podkreślająca kształtność piersi i pośladków. Do tego buty na bardzo wysokiej
koturnie i sznur pereł. Duże, białe, przeciwsłoneczne okulary idealnie zgrywały
się z jej wyprostowanymi, asymetrycznymi rudymi włosami. Wiedziała, że
przyciąga spojrzenia, to miała na celu.
Impreza zapowiadała się bardzo hucznie, duża ilość alkoholu,
głośna muzyka i szaleństwo do rana. Majka była w swoim żywiole, gdy mogła
czynić honory dziewczyny, na którą były zwrócone oczy wszystkich chłopaków na
imprezie. Nie ograniczała się, bardzo dużo piła i odważyła się także na taniec
na stole. Lubiła być w centrum zainteresowania, skutecznie więc odstawiała
sceny i ukazywała wszystkim obecnym swoje wdzięki. W końcu jednak wszyscy
zrobili się senni, ona także. Starała się znaleźć dla siebie miejsce w salonie,
ale tam wszystkie fotele i wersalka były zajęte, a przecież komuś z jej pozycją
społeczną nie przystoi spać na podłodze. Zaczęła więc szperać po pokojach,
wiedziała, że są dwa, w których nikogo nie ma, bo Kamil, opalony blondyn o
błękitnych oczach, zabronił do nich wchodzić. To były pokoje dwójki jego
współlokatorów i zastrzegł, że mają być nietknięte. Czym jednak były zakazy dla
hrabiny Majki. Weszła do pierwszego pokoju. Był bardzo ładny, uporządkowany, co
ją bardzo zaskoczyło. Nie miała siły żeby dokładnie się rozejrzeć, zamknęła za
sobą drzwi, ściągnęła z siebie zieloną sukienkę i buty, pozostając tylko w
skąpej, czarno-seledynowej, koronkowej bieliźnie. Ułożyła się na łóżku pod
kocem i usnęła.
Patryk z Aleksem trafił na wcześniejszy pociąg z Karpacza.
Powiedzieli Kamilowi, że będą później, bo wydawało im się, że spędzą noc na
peronie. Szczęśliwy traf spowodował, że pojechali wcześniejszym pociągiem z
przesiadkami. Była dość wczesna, poranna godzina kiedy Aleks przekręcił klucz w
czarnych, lekko obdrapanych drzwiach do mieszkania. Oboje byli zmęczeni,
zamykały im się oczy, nie spali zbyt dużo przez ostatnie dwie doby.
– Ej, stary, chyba pomyliliśmy drzwi – powiedział z
przerażeniem w głosie Aleksander
– Co ty pieprzysz? – zapytał się Patryk, a zaraz po tym, gdy
rozejrzał się po mieszkaniu dotarło do niego, co jego przyjaciel miał na myśli
Bałagan, jaki zastali w mieszkaniu, zszokował ich obu.
Wiedzieli, że w domu była impreza, ale nie podejrzewali, że zastaną coś
takiego. Wszędzie leżały butelki, puszki, papierosy i masa innych śmieci. Na
krzesłach, stołach i na kanapie w salonie spało mnóstwo ludzi. Jakaś dziewczyna
spała przytulona do sedesu w łazience, Aleksowi zrobiło się jej trochę szkoda,
więc zaniósł tą drobną brunetkę na fotel.
Kamil obiecał im, że ich pokoje będą nietknięte. Patryk
bardzo liczył na to, że tak właśnie będzie, bo jego marzeniem było położyć się
spać. Wszedł do pokoju i już od samych drzwi coś mu nie pasowało. Na podłodze
bowiem leżały w dość dużej odległości od siebie dwa buty na wysokich koturnach.
Popatrzył w stronę łóżka, widział, że ktoś na nim śpi. Położył torbę podróżną na
krześle przy biurku i, nie hałasując, podszedł. Szybko zauważył na podłodze
zieloną sukienkę, uniósł więc delikatnie koc i ujrzał szczupłą, smukłą
dziewczynę w ładnej, seksownej bieliźnie. Przyciągała jego wzrok, podziwiał ją
przez chwilę, ale kontem oka zauważył, że dziewczyna uśmiecha się. Zdjął z niej
więc całkiem odkrycie i popatrzył pytająco.
– Cześć przystojniaku – powiedziała zalotnie, przeciągając
się na łóżku.
– Pomyliłaś pokoje? – Uśmiechnął się do niej łobuzersko.
– Ja się nigdy nie mylę – powiedziała pewnym siebie tonem.
– Nie wątpię. To co proponujesz? – Był zmęczony, nie miał
ochoty się z nią droczyć.
– Jestem szczuplutka, zmieścimy się razem – przesunęła się
trochę i wskazała mu miejsce obok siebie na łóżku.
– Nie nawykłem do spania w jednym łóżku z kobietą, której
imienia nawet nie znam.
– Jestem Maja. Teraz możesz się na mnie skusić? – zapytała,
dotykając jego krocza drobną lewą stópką.
– Mam inną propozycje. Ubierz się i do koleżanek, raz!
Natychmiast!
– Nie pozwalaj sobie! Nie zamierzam się stąd ruszać, nie
chcesz tu spać to w salonie masz kanapę! Frajer!
– Maju, to moje łóżko, tak więc wypad stąd. Ja cię tutaj nie
zapraszałem. I nie chcę być nie miły, ty tez. Więc nie bądź – mówił spokojnym,
lecz stanowczym tonem.
– Nie chcesz? A jesteś niemiły, palancie jeden! Jesteś jakiś
inny chyba, bo każdy facet skusiłby się na takie cudo jak ja! Może ty jesteś
pedałem co ?
– Być może po prostu nie jesteś taką pięknością za jaka się
uważasz? – Tu ją wypycha za drzwi siła i wręcza sukienkę.
– Jak śmiesz?! – próbowała uderzyć go w twarz, on jednak
zamknął jej drzwi przed nosem, co spowodowało, że złamała sobie paznokieć. – Ja
się jeszcze na tobie zemszczę – pomyślała.
Cały ranek, aż do południa Majka, jak nigdy, spędziła w
domu, myślała, jak by tu zemścić się na tym… palancie! Tak na dobrą sprawę
nawet nie znała jego imienia. Był przystojny – tego była pewna, choć w pokoju
było ciemno dostrzegła to niemalże od razu. Później wzrok nieco przyzwyczaił
się do panującej ciemności i podchwyciła kolor jego oczu, były granatowe, ale i
zimne, chłodne. Jego spojrzenie przyprawiało ją o dreszcze. Nie była jednak to
zbyt odpowiednia pora by o tym myśleć, teraz musiała go w jakiś sposób
upokorzyć, tak jak on ją dziś rano. Jak w ogóle śmiał ją wystawić za drzwi? Za
kogo on się uważa? Wpadła na genialny pomysł podczas przeglądania kobiecych
czasopism, od razu umówiła się ze swoimi „przyjaciółeczkami”, by opowiedzieć im
czego się dowiedziała.
– No witam was dziewczyny – powiedziała Majka, wchodząc do
całodobowego baru, gdzie najczęściej jadły wspólnie jakiś posiłek. Oczywiście
obowiązkowo każdej z dziewczyn dała buziaka w policzek. Tym razem zamówiła
spaghetti, potrzebowała sporą ilość kalorii, by mieć co spalić w nocnym klubie,
w którym uwielbiała tańczyć.
– Jest piątek, idziemy więc do Q – zaproponowała Amanda.
– Zawsze chodzimy do Q, nie uważasz, że przydała by się
jakaś zmiana? – zaprotestowała Dominika
Majka jak przez sen słyszała o czym rozmawiają jej
koleżanki, gdy nagle do niej dotarło, że jedna z nich nie chce iść do jej
ulubionego klubu, i dyskutuje na ten temat bez jej wiedzy. Od razu postanowiła
się wtrącić.
– Idziemy do Q, tam przynajmniej można liczyć na darmowe
drinki, dzięki temu, że moim znajomym jest właściciel – wypowiedziała to zdanie
jednym tchem, dumna z siebie. Choć w rzeczywistości kłamała, owy właściciel nie
był jej znajomym, tylko przyjacielem jej ojca, ale co tam drobne kłamstewko
znaczy, ważne, że stanęło na jej.
Jak nie trudno się domyślić, wszystkie zgodziły się ze swoją
rudowłosą koleżanką. Z królową przecież się nie dyskutuje. Późniejsze rozmowy
zeszły na temat techniki i nowego smartfona Blackberry, którego non stop
reklamowano w telewizyjnych reklamach. Każda z dziewczyn pragnęła go mieć,
ponieważ był modny. Następny temat, jak nie trudno się domyślić, dotyczył mody,
a Dominika stwierdziła, że nie wie jaki kolor tej jesieni jest najmodniejszy.
To była idealna okazja, Majka nie mogła jej nie wykorzystać.
– Zapytaj współlokatora tego swojego kochasia.
– Dlaczego akurat jego? – zdziwiła się Dominika
– Jak to? Nie domyśliłaś się? Ty to naprawdę musisz być
pusta, on jest pedałem! – Wykrzyknęłaby to zapewne jeszcze głośniej, gdyby nie
to że znajdowały się w miejscu publicznym.
– Coś ty? Żartujesz? Aleks gejem? – zdziwiła się Dominika. –
Znam go już trochę, ma dziewczynę.
– Nie Aleks, tylko ten trzeci – powiedziała przez zęby
zirytowana Majka. Swoją drogą nie przypominała sobie żadnego Aleksa. Po tym,
jak potraktował ja ten frajer, zamówiła taksówkę i wróciła do domu.
– Tego właściwie nie znam, możliwe, jest taki inny, to się
wyczuwa, a ty skąd wiesz, że jest gejem? – zapytała Domi.
– Spałam w jego pokoju, ma pod łóżkiem gazetki, coś na miarę
Play Boya, ale z gołymi facetami! – powiedziała Majka, dumna z siebie, że tak
dobrze jej idzie.
– Grzebałaś w jego rzeczach? – zapytała z niedowierzaniem
Amanda.
– No, zaraz grzebałaś, schyliłam się po bransoletkę upadła
mi, no i wiesz, ja już tak mam, że gazetą nie mogę się oprzeć – odparła od
siebie niewygodne zarzuty.
Dziewczyny pojechały najpierw do salonu samochodowego, gdzie
Majka miała wybrać sobie kolor swojego nowiutkiego wozu. Stary samochód uległ
zniszczeniu, gdy w wieku osiemnastu lat wjechała nim pijana do rowu. Długi czas
musiała czekać. aż tatuś kupi jej nowy. Oczywiście koleżankom powiedziała, że
sama na niego zarobiła, nigdy też nie zapraszała ich do domu i nie
przedstawiała swoich rodziców. Pragnęła uchodzić za taką, która wszystko
zdobyła własnymi siłami, bez niczyjej pomocy – to budziło respekt. Respekt w
jej przekonaniu nieodłącznie wiązał się z byciem pierwszą zawsze i wszędzie, z
byciem kimś na miarę królowej, a „Królowa jest tylko jedna”, taki oto t-shert
postanowiła założyć do Q. Był to klub dla małolatów, nie chciała się więc
wyróżniać eleganckim ubiorem. Tak naprawdę pragnęła być młodsza, o czym
świadczył każdy krok, który czyniła w stronę szaleństwa i szybkiego życia bez
hamulców. Uznała, że najwygodniej tańczy się na płaskiej podeszwie, tak więc
zielone błyszczące baleriny idealnie się do tego nadawały, t-shert już wybrała,
był w czarnym kolorze z zielonym napisem. Pozostał problem tego, co jeszcze na
siebie włożyć. W końcu zdecydowała się na obcisłe, lateksowe legginsy.
W nocnym klubie dla małolatów pojawiły się jakoś przed 23,
później mógłby być problem dostania się z powodu za dużej liczebności, a nie
chciała fatygować swojego hermetycznego ojca, by załatwił im wejście. Znalazły
wolną lożę, tuż przy samym barze, co w tym miejscu graniczyło z cudem. Po kilku
drinkach zaczęły się przechwalać, która jest lepsza w podrywaniu facetów. Majka
rzuciła odważny tekst, którego już za moment miała pożałować:
– Ja to potrafię poderwać każdego, nawet impotentowi przy
mnie stanie.
– W takim razie załóżmy się. Masz miesiąc na poderwanie
kolesia, którego ja wybiorę, zgoda? – zaproponowała Amanda.
– A o co ten zakład? – zapytała Majka z cwanym uśmiechem.
– O butelkę dobrej whisky, na filmach amerykańskich tylko to
piją – powiedziała Amanda
– Dobra, zakład stoi, ale mam dwa warunki. – powiedziała
Majka i ciągnęła dalej – Musi to być naprawdę droga whisky, to pierwszy
warunek, a drugim jest to, że facet musi być stąd, wskazany dziś.
Nie bez powodu Majka postawiła ten drugi warunek. Na razie
jej osiągnięciami byli sami chłopcy, tak wiec nie chciała dać koleżance
możliwości, by wskazała kogoś po trzydziestce.
– Dobrze – zgodziła się Amanda – ale musisz iść z nim do
łóżka i mieć na to jakiś dowód, że ci się udało.
– Oczywiście, zakład stoi. – Tu Majka podała prawą dłoń
koleżance w celu zawarcia zakładu, a Dominika go „przecięła”.
Dalsza zabawa przebiegała idealnie, strumieniami płynął
alkohol, grała głośna muzyka. Majka jednak dziś nie piła zbyt dużo, wolała mieć
jasny umysł, by dobrze zapamiętać twarz mężczyzny, którego wskaże jej Amanda. I
nastała ta chwila.
– Idź do baru, jest w turkusowej koszuli, ma podwinięte
rękawy, to twoje wyzwanie – krzyknęła Amanda do jej ucha, ściągając ją z
parkietu.
– Już idę. – Uśmiechnęła się do koleżanki, z błyskiem
pewności siebie w oku.
Gdy doszła do baru rozejrzała się po wszystkich zajętych
hokerach, ale nie ujrzała tam nikogo w turkusowym stroju, nie było tam nawet
nikogo w koszuli. Jej wzrok niemal natychmiast padł na barmana. W tej samej
chwili zniknął z jej oka błysk pewności i ustąpił miejsca furii. Natychmiast
wróciła do koleżanek.
– Czyś ty oszalała?! On?! – wykrzykiwała do Amandy Majka.
– Przecież jest w tym klubie, spełnia więc kryteria –
wytłumaczyła się Amanda
– Ale on jest gejem!
– To chyba lepsze niż impotent – uśmiechnęła się i dodała –
poddajesz się?
– W życiu – powiedziała pewna siebie i wścieła Majka,
ruszając w stronę baru.
Wspięła się na wysoki hoker i zastukała w marmurowy blat.
Niemalże natychmiast się do niej odwrócił i rzekł:
– Co bogini piękności i pychy zamawia? – Dostrzegła jego
łobuzerski uśmiech.
– Bogini piękności się zgadza, pychy nie. Nie radzę ci mnie
obrażać, jestem znajomą twojego szefa. Nie macie tu zachwycającego wyboru, no
ale, niech będzie Jack Daniels z colą.
– Proszę bardzo. – Położył przed nią szklankę i zaczął
przygotowywać drinka na jej oczach.
– Nie wiedziałam, że tu pracujesz. Nie widziałam cię tu
wcześniej, a jestem stałym bywalcem – starała się rozpocząć temat.
– Spytaj swojego znajomego, a mojego szefa, od kiedy jestem zatrudniony,
skoro to tak bardzo cię ciekawi – urwał temat i szczerze nie dowierzał jej by
znała faceta po pięćdziesiątce, który go zatrudnił
– Lepiej tak nie
skacz, kozaku, bo pożegnasz się z tą pracą. Wystarczy jedno moje słówko. –
Posłała mu całusa.
– Nie będę się z tobą
wdawał w dyskusję. Jak słusznie zauważyłaś, jestem w pracy. – Odszedł do innego
klienta, nawet się z nią nie żegnając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz